czwartek, 24 listopada 2011

Przedświątecznie - dopisek

Dwie ze śnieżynek urosły, do wersji 3D. Pierwsza - mniejsza - skleić się nijak nie chciała, więc została potraktowana nitką w trzech miejscach, trzymać się trzyma, dodatkowa nić nie odznacza się jakoś szczególnie:



Druga została sklejona i chyba się trzyma:

środa, 23 listopada 2011

Przedświątecznie

Zapuściłam się blogowo. Ale powody mam dwa: pierwszy się jeszcze robi, pokażę jak wykończę; drugi to długie próby szydełkowych konstrukcji przedświątecznych. Efekty mnie niespecjalnie powalają, ale żeby nie było, że całkiem szydełko zarzuciłam... no proszę:

Po pierwsze - próby bomb(k)owe. Wzory z głowy. Usztywnianie na balonach (tu uwaga praktyczna - kolorowe baloniki potrafią zafarbować białą nić! Druga uwaga praktyczna - duża część baloników pompuje się z wybrzuszeniem, co nie ułatwia, oj nie). Myślałam, że robić "na płask" jest trudno. Jak się okazało, utrzymanie kształtu kuli jest dla mnie praktycznie awykonalne. Może z gotowymi wzorami idzie lepiej?





Po drugie -próby spiralne. Komentarz zbędny chyba:



Podejście trzecie - śnieżynki. Trudno utrzymać w pełni symetryczny kształt. Ogrooomnie natchnął mnie blog Snowcatcher (pierwszy i trzeci płatek wg. wzorów tam znalezionych, drugi projektu własnego):





Po czwarte - łączenie płatków w wersje tzw. 3D. Klejone wikolem. Nie zawsze się tu udaje, właśnie jeden oporna 3D-śnieżynka schnie obok mnie i ustać jak trzeba nie chce. Może zszywanie pomoże?


I ostatnia próba wreszcie - czworościan foremny ;)


czwartek, 20 października 2011

Czas przechowywania ;)

Stawszy się posiadaczką cienkich bawełnianych włóczek postanowiłam spróbować sił w obiektach nie-serwetkowych.

Woreczek, filet z wykończeniem prostą koronką, dwa sznureczki - łańcuszki, resztka listków z poprzedniej serwetki i różyczki:



Małe pudełeczko. Nie planuję go usztywniać (podobnie jak woreczka), lubię, że wyszło takie zmiennokształtne. Kombinowałam jak by tu jeszcze go ozdobić, ale koniec końców - niech żyje prostota!

wtorek, 18 października 2011

Świeżo wykończone

Pora na trochę aktualności.

Jesień mnie natchnęła. Wyszły dwie serwetki w kolorach adekwatnych, obie mojego własnego projektu. Takie próby połączenia koronki brugijskiej z elementami irlandzkiej (listki na obu, jakby się kto nie domyślił):







Kolejna rzecz to woreczek. Z czasem nabędzie więcej elementów dekoracyjnych:

poniedziałek, 17 października 2011

Wspominkowe

Znów pod aparat trafiły dwie serwetki.

Pierwszą, zwaną przeze mnie doktorską, dziergałam w czasach pisania doktoratu. Zajmowałam się wtedy m.in. oprogramowaniem opracowywanego algorytmu. A że komputer miałam kiepski, to i resetowany był co i rusz. I większa część tej serwetki powstała w czasie tych restartów, zanim Windows osiągał swoje zdolności operacyjne. Serwetka ma jakieś 60 cm średnicy, może trochę więcej. Takie unaocznienie czasu, który tak łatwo jest stracić, a przecież przy odrobinie chęci możnaby spożytkować go tak pięknie...


Druga to takie sobie milusie dzierganko, no philosophy attached ;):

niedziela, 2 października 2011

Foto-obróbka

Kilka wspomnieniowych.

Gołębie krakowskie:



Rynek krakowski, rozkopany:




Gdzieś w okolicach katedry w Bratysławie. No dobra, to nie wyglądało _aż_tak_źle ;)

czwartek, 29 września 2011

Brugijki trzy

Jak zwykle moje miłości mają liczne źródełka.

Jest taki film, "Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj", typu czarna komedia gangsterska. Niezły, acz najlepsza w nim jest Brugia. Miasto belgijskie niezwykłej urody.
Brugia dała również swe imię koronkom, które można i na szydełku machać. I w nich się zakochałam. Piękna forma, taka koronka brugijska. Pierwszą, do której się przymierzyłam, jest ta:


Niestety nie wymierzyłam szczęśliwie z nitką, gdyż bardzo gruby kordonek, w zasadzie włóczka, okazał się być zbyt mało podatny. A może jeszcze za mały rozmiar szydełka wybrałam? W każdym razie efekt nie powala.

Za to drugie podejście jest bardziej udane:


I w końcu trzecia, malutka:

środa, 28 września 2011

Dwie serwetki

Dwie deczko większe, czyli o denicy coś koło 30cm i półmetróweczka.

Pierwszą wykonałam jakiś czas temu, ale że wymagała odświeżenia, to załapała się na fotosesję i o, proszę:




Druga natomiast jest bodaj pierwszą serwetką zupełnie z głowy robioną, tzn. bez gotowego wzoru. Chciałam czegoś prostego, ażurkowego, na grubszą nić, w zasadzie włóczkę. Wyszło co poniżej:

wtorek, 27 września 2011

Jesienny

Właśnie znalazłam, zeszłoroczny składak, znów tematyczny się zrobił:

Cosik

Spróbowałam sznurka. Sizalowy - pominę, ręce haratał nieziemsko. Jutowy - na "dzieło" lepiej spuścić zasłonę milczenia. Ale bawełniany? Hmm, hmmm... kiedyś do niego wrócę. Że mało go było, to nie starczyło na to, co planowałam; przerwałam w połowie, zakręciłam i wyszło, o:


Takie cosik. Podusia powietrzem wypchana.

piątek, 2 września 2011

A ja rosnę i rosnę...

Kiedy Kreska była jeszcze Maleństwem brzuszkowym robiłam dla niej buciki:


Kiedy zakosztowała doliny Muminków, dostała dla siebie Muminka:


a potem i Bukę (bo każdego potwora trzeba oswoić):



A teraz moje Maleństwo idzie już do przedszkola...

środa, 24 sierpnia 2011

Na początku...

Pamiętam pierwsze hafty. Pod okiem Babci w Kobylcu. Ile ja mogłam wtedy mieć? Z 8 lat? Pewnie tak. Łańcuszkiem głównie. I mniej więcej z tamtego okresu próby na drutach, pełne frustracji i przekonania, że tosienieda. Potem jakoś zaczęło się udawać...

Potem, kiedyż ach kiedyż to było, zapewne okolice 5-tej klasy podstawówki (wiecie, jeszcze tej ośmioklasowej), moja ciocia najmłodsza Asia zaczęła mieć fazy twórcze. I się przyłączyłam. Było richelieu, mereżka, krzyżyki, było szydełko. Z tego czasu w domciu w Lesku zachowały się (jak to brzmi!) dwie serwetki (Asiu, czy u Ciebie znajdzie się coś jeszcze?). Pierwsza - haftem płaskim trochu cieniowanym bratki, brzeg pół-mereżką:




I druga, szydełkowana, przez czas już dość mocno zmasakrowana:




Później było różnie, raczej jakieś małe dłubaki typu zimowa opaska czy sweter na drutach (Beata ponoć go sobie wciąż chwali).

I w zasadzie dopiero po studiach, w czasie wakacyjnego stażu, kiedy czasu wolnego się zrobiło sporo, przypomniałam sobie o szydełku. I tak pomału, pomału... te serwetki są do odnalezienia, bo się mało porozchodziły. Dwie próbki, również z Leska - maleństwo z jakiejś resztkowej nici wyrobione:


 oraz ostatni prezent na Dzień Matki. Matko, ile ja się nad tą serwetką nabiedziłam! Częściowo wzór gazetkowy, ale że ichniejsza koronka brzegowa mi się nie spodobała, to wymyśliłam inną. Najgorsza jednak była ta gwiazda szestanstoramienna, której wzór wyliczeniowy nijak się zgodzić nie chciał, marszczyła się, zwijała, więc produkować musiałam w zasadzie na bieżąco.

środa, 27 lipca 2011

Powitalny

Tak więc zdecydowałam się, padło i na mnie. Moje tzw. miejsce w sieci.

Co planuję? Zgodnie z nazwą - rzemiosło, może lepiej rękodzieło (pozostańmy póki co przy polskich określeniach). To, co robię. Głównie ręcznie, więc szydełko. Może trochę komputerowej dłubaniny, więc grafika (i wektor, i raster), obróbka zdjęć, misz-masz wszelki szumnie scrapem zwany.

Jakieś konkrety? Jak obfotografuję to, co już jest :) - szybciej niż później, mam nadzieję.


Wstępnie zapraszam!